Ewa Przeździecka z córką Mają

Maja

miłośniczka sportów walki, fotografii przyrodniczej i gier wideo. Pasjonatka literatury wszelkiego rodzaju.

Ewa

fotografuje dziką przyrodę, uwielbia wyprawy w nieznane, literaturę podróżniczą i twórczość Tiziano Terzaniego.

Michał Leja: Kiedy w waszym życiu pojawiła się fotografia?

Ewa: Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek podróżowała bez aparatu. Mogę śmiało powiedzieć, że praktycznie od zawsze towarzyszyła mi marka Nikon – najpierw przez wiele lat aparat analogowy, a potem pierwsza cyfrowa lustrzanka D90. Wprawdzie początkowo to przede wszystkim mój mąż robił zdjęcia, ale z czasem coraz częściej zaczęłam przejmować tę rolę. Im więcej podróżowaliśmy, a podróżowaliśmy sporo, tym bardziej aparat stawał się moim okiem na świat. Przełomem był moment, gdy podczas naszej podróży na Islandię obudziłam się o świcie i zobaczyłam krajobraz w niesamowitym miękkim świetle poranka. Cóż za widok! To, w otoczeniu parujących gorących źródeł, było moje pierwsze doświadczenie światła i przestrzeni, po którym fotografia zaczęła we mnie wrastać. Kolejne lata nazwałabym ewolucją w stronę fotografii przyrodniczej. Kilka lat później, po fotografowaniu zlotowiska żurawi na warsztatach u Piotra Chary, poczułam, że tę wiedzę, którą już zdobyłam, potrafię przekuć na konkretny efekt, jakim jest Fotografia przez wielkie „F”. Dzisiaj, konfrontując się z przyrodą, odpoczywam. Dominuje poszukiwanie obrazu i formy.

Maja: Ja zawsze fotografowałam przyrodę i przy niej chciałabym pozostać. A ponieważ jestem też związana ze sztuką, moim celem jest połączenie obu światów: przyrody z artyzmem i emocjami, które czuję, fotografując. W fotografii przyrodniczej bardzo lubię makrofotografię. Zafascynowała mnie w niej mnogość motywów. Wystarczy o poranku wyjść na łąkę i spojrzeć pod stopy, żeby przekonać się, jak wiele jest do sfotografowania. To w połączeniu ze światłem, poranną rosą tworzy fotograficzne misterium.

ML: O której godzinie wstajecie?

Ewa: Wcześnie! Na letnich warsztatach u Piotra o czwartej ruszamy w plener, co znaczy, że muszę wstać o trzeciej trzydzieści.

Maja: Zależy od tematu, ale latem około czwartej. To w wypadku, kiedy mam temat w zasięgu ręki. Bywało też tak, że o drugiej, jeśli dotarcie do celu wymaga dłuższego spaceru.

Galeria zdjęć

 fot. Ewa Przeździecka

ML: Czy wiążecie z fotografią swoje plany zawodowe?

Ewa: Pracuję w marketingu i bardzo lubię to, co robię. Chociaż z pozoru jest to dziedzina typowo ekonomiczna, to w moim mniemaniu bardziej związana z psychologią społeczną i ze światem sztuki. Swoją pasję fotograficzną traktuję jako hobby i na razie chciałabym, aby tak zostało. To ma być przyjemność i odskocznia. Natomiast mam taką cichą misję w pracy, że wieszając swoje zdjęcia w pokoju, pokazując wydruki, opowiadam o przyrodzie i tym sposobem przemycam sporą dawkę wiedzy ludziom, a oni później to dalej szerzą i mam wrażenie, że bardziej doceniają naturę. Odpowiadając na twoje pytanie: fotografia nie ma wpływu bezpośrednio na moje życie zawodowe, ma pośrednie – próbuję edukować.

Maja: Mam nadzieję, że tak. Może nie tyle przez same obrazy, co poprzez doświadczenia, które zbieram podczas fotograficznych wyjazdów. Chciałabym w przyszłości pracować w branży gier wideo, na etapie projektowania.

ML: Co was inspiruje?

Maja: Literatura. Mam to szczęście, że moja nauczycielka języka polskiego potrafi przepięknie inspirować nas poezją.

Ewa: Literacko wpłynęły na mnie dwie książki: Nic nie zdarza się przypadkiem Tiziano Terzaniego i Krzyk morskich ptaków Adama Nicolsona. Obie zahaczają o świat przyrody, obie w odmienny, ale wyjątkowy sposób. Kolejną niesłychaną inspiracją są zdjęcia innych fotografów Bardzo lubię oglądać ich fotografie wydrukowane w albumach.

ML: Od kiedy z Akademią Nikona?

Ewa: Pierwszym kursem w Akademii Nikona były zajęcia z obsługi lustrzanki cyfrowej. To był kwiecień 2010 roku. Potem, w listopadzie 2011 roku, wyjechałam na fotoekspedycję do Namibii. Prowadził ją Marcin Kydryński. To bardzo pamiętny wyjazd – zaczęło do mnie docierać znaczenie takich pojęć jak przysłona, głębia ostrości, ekspozycja. Dołączył do mnie wtedy mój tata, więc przez Akademię przetoczyły się już trzy pokolenia naszej rodziny.

ML: Co ci utkwiło w pamięci?

Ewa: Bez wątpienia były to zajęcia z Pawłem Charą w Narewce w 2014 roku. Bardzo rozwijające spotkanie. Paweł dokładnie analizował portfolia uczestników. Usłyszałam wtedy od niego, że jestem „fotograficznym małolatem”. Przez pół roku nie dotykałam aparatu! A potem dotarło do mnie, że jednak miał rację. No cóż, przecież każdy musi przejść wiek młodzieńczy, a między wierszami chodziło o to, żeby nie ustawać w fotograficznym rozwoju. W 2016 roku, podczas swojego pierwszego przyrodniczego masterclass, poznałam Piotra Charę. Od tamtego czasu uczestniczę w jego zajęciach regularnie. Ile już edycji za mną? Niech pomyślę… dziewięć!

ML: Kiedy dołączyła do ciebie Maja?

Ewa: Choć Maja fotografuje już od paru lat, na zajęcia w Akademii dołączyła w zeszłym roku, na wiosnę.

Galeria zdjęć 

 fot. Maja Przeździecka

ML: Jak było?

Maja: Trochę dziwnie. Wszyscy byli dużo starsi ode mnie, poza tym była to grupa osób, które się już wcześniej spotykały na warsztatach Akademii. Ale granica wieku nie zmieniła faktu, że doświadczenia związane z nauką zagadnień technicznych oraz z fotografowaniem przyrody były bardzo przyjemne i przystępne.

Ewa: Podczas ostatniej edycji, na której byłyśmy razem, Maja odważyła się wejść do pływadełka! [opatentowanego przez Piotra Charę urządzenia służącego do brodzenia w wodzie z aparatem – przyp.red.].

ML: Za co cenicie Akademię?

Ewa: Ogromną wartością zajęć w Akademii jest możliwość spotkania pasjonatów zainspirowanych fotografią i z ogromną wiedzą. Osób, które chętnie dzielą się swoim doświadczeniem i spostrzeżeniami. Bardzo dużo się od nich dowiaduję, a część nawiązanych znajomości przerodziła się w przyjaźnie.

ML: Jakimi Nikonami fotografujecie?

Maja: D500 z obiektywem 70–300, a do makro pożyczamy obiektywy od naszego kolegi z nikonowskiej ławki – Tomka.

Ewa: Moje korpusy to D4s i D850. Przez dwa lata przykręcałam czterysetkę f/2.8, ale ze względu na jej spory ciężar wymieniłam ją na nową pięćsetkę FL. To jest właśnie ten mój ulubiony obiektyw, którym fotografuję przyrodę.

ML: Kiedy się widzimy ponownie w Akademii?

Ewa: Ja czekam na „Jesienne fotografowanie wielkich migracji ptaków” u Piotra Chary, a Maja zastanawia się nad „Makroprzestrzeniami” u Magdy Wasiczek.

Partnerzy