Zajęcia, które miały tu miejsce w maju i czerwcu br. trudno nazwać tylko fotograficznymi. To była lekcja pokory, piękna oraz … niezwykle emocjonującej czynnej ochrony przyrody (kilku Uczestników wzięło aktywny udział, np. wchodząc o świcie do wody by uratować wyziębione pisklęta).
W specjalnie zbudowanej platformie obserwacyjnej – służącej na co dzień do monitoringu i badań behawioralnych ornitofauny – Uczestnicy mogli podpłynąć do dużej pływającej wyspy. Wyspa owa, zaprojektowana jako specjalne miejsce lęgowe ptaków, zapewnia im bezpieczeństwo przed zalaniem wodą i wtargnięciem drapieżników lądowych. Przez ostatnie dziewięć lat te właśnie dwa czynniki rokrocznie niszczyły ptakom lęgi. To destruktywne zjawisko dotyczyło ginących gatunków, określanych w kraju, jako nieliczne lub skrajnie nieliczne. Wyspa okazała się zbawienna. Nic zatem dziwnego, że ptaki szczelnie ją zajęły. Doszło do dużego zagęszczenia i wysokiej liczebności rzadkich gatunków. W tym bezpiecznym miejscu życie pokazało swe oblicze znane powszechnie z kręconych na rubieżach świata, najlepszych filmów przyrodniczych!
Fotografie powstawały we wspomnianej komfortowej, ważącej tonę platformie pływającej. Niczym promem można było nią kursować pomiędzy lądem a wyspą nie wzbudzając najmniejszego niepokoju wśród ptaków! Fotografowanie niosło szereg emocji. Niewielki dystans siedmiu metrów i wyśmienite warunki do obserwacji pozwalały na uczestnictwo w wielu intymnych momentach ptasiego życia. Byliśmy świadkami wykluwania się ostrygojadów (gatunek skrajnie nieliczny, w kraju jest ich maksymalnie 20 par i poza wspomnianą wyspą od trzech lat nie obserwowano w kraju sukcesu lęgowego). Podczas sesji Uczestnicy brali jednocześnie udział w zadaniach ochroniarskich, które wymagały stałej obserwacji i ludzkiej reakcji. Przykładem może być akcja uwolnienia (z otoczonej siatką pływającej wyspy) piskląt gatunków „zagniazdowników”, czyli ptaków, których młode po wykluciu opuszczają gniazda by szukać pokarmu. W tym celu musiały się wydostać z wyspy by żerować na obfitującym w pożywienie stałym lądzie. Akcjom towarzyszyły niebywałe emocje, w przypadku ostrygojada poza oczywistą potrzebą pomocy, chodziło przecież o … być może jedyny lęg tego gatunku w kraju.
Podsumowując, pływającej czatowni najpierw nadano jej miano „7 metrów od raju” by później ją przechrzcić na „zawał serca” (oczywiście z nadmiaru pozytywnych emocji) Fotografowaliśmy: tańce godowe, karmienia zalotne, kopanie gniazd, akty miłosne, wiele różnych interakcji i w końcu… naukę samodzielności dorastających piskląt. Czy może być piękniej?
Ze zwyczajową już dumą, zapraszam do galerii.
Piotr Chara