By wiedzieć, co fotografować nie wystarczy tylko przybyć na miejsce. By zobaczyć, nie wystarczy patrzeć. By zrozumieć, czasem warto się zatrzymać, poświęcić chwilę, by ujrzeć co jest ważne dla ludzi, których historię chcemy opowiedzieć, tak aby najlepiej ją odzwierciedlić.
By poznać magię gór, nie wystarczy zobaczyć ich pięknych zboczy, ale także usiąść z góralami do wspólnej rozmowy, zaobserwować jak przygotowują posiłki, jak wyglądają ich relacje z bliskimi i sąsiadami, i praca, która jest osią wielu wydarzeń.
By poznać smak wybornego gruzińskiego wina, można otworzyć butelkę, ale by bardziej wniknąć w jego smak, trzeba poznać ludzi, dla których zbiór winogron jest nie tylko pracą, ale tradycją, rytuałem, czymś, co identyfikuje ich z regionem.
By poznać gruzińską gościnność, nie można się jej doszukiwać, trzeba poświecić czas, by otrzymać zaproszenie na ucztę w roli ważnego dla gospodarzy gościa. By poznać tradycje, należy zapomnieć na chwilę, skąd się pochodzi i otworzyć na to, o czym chcą opowiedzieć nam nasi gospodarze, zatańczyć z nimi, przechylić kielich wina i wsłuchać się w historie płynące z serca.
Wschód słońca w tuszeckich górach wyznacza rytm w życiu wioski. Blask najpierw rysuje kontury na wysokich szczytach, bawi się kontrastami, odsłaniając z każdą minutą coraz więcej jesiennych kolorów.
Meandruje, ociepla. Kończy spektakl odbijając refleksy światła na rzece w wąskiej dolinie. Od dłuższego czasu czuwamy, obserwując poranne krzątanie się pasterzy. Przyzwyczajeni do ciężkiej pracy i samotności na wysokich halach – śpiewają regionalne pieśni. Dla siebie, dala nas.
A potem inny kadr. Spracowane ręce kobiet lepiących tradycyjne chinkali w niewielkiej, ciemnej kuchni, którą rozświetla małe okienko i uśmiech gospodyni.
Albo ten. Poranna jesienna mgła tańcząca między kolorowymi zboczami gór, rżenie koni na łące poniżej wsi i pojawiające się z zaskoczenia wąskie strużki światła. Mamy to. W pamięci również.
A dalej zmieniający się horyzont i przejazd do innego świata – rozległej doliny Kachetii. W okolicy najważniejszej dla regionu katedry Alaverdi uczestniczymy w obchodach świątecznych.
Zostajemy zaproszeni do wspólnego radowania się spotkaniem, tańców, wznoszenia toastów. Bierzemy udział w winobraniu, a Gruzini mają takie same pytania do nas jak my do nich: Skąd? Dlaczego? Próbujemy skarbu regionu – winogrona Saperavi. Śmiech mimo wysiłku i pośpiechu zbirów. Bo gościnność to nie tylko ofiarowywanie, ale także czas spędzony razem.
I ruszamy dalej. Targowisko w Bodbiskhevi odkrywa przed nami kolejną twarz Gruzji, pełną smaków, kolorów i zapachów: „Zatrzymaj się! Spróbuj mojego winogrona, posmakuj naszego skarbu…” – mówi ten śpieszący się przed chwilą, drugi wyciąga nabiał: „to najlepszy ser w okolicy. Własnoręcznie doiłem owce i go robiłem”. Ofiarowany czas. To najważniejsze co możemy otrzymać, ale i dać drugiemu człowiekowi.
W zachwycie nad życiem czas zwalnia i pozwala zauważyć drobne, choć znaczące elementy, nadające sens naszej podróży. I dopiero wówczas aparat wychwytuje: ciszę, śmiech, zadumę na twarzy, smutek czy nadzieję w oczach. Dopiero wtedy zauważamy, że poznając ludzi bliżej, rozpoznajemy co i jak warto zatrzymać w kadrze.
Sakartvelos gaumardżos – jak przywitał nas Sergo – nasz Tamada w Sighnaghi – wypijmy za Gruzję, taką, jaka jest i taką, jakiej obraz chcemy zapamiętać w naszych sercach i utrwalić na fotografii.
Tekst: Magdalena Konik
Więcej informacji na stronie kolejnej fotoekspedycji do Gruzji.