Fotografowanie do pewnego stopnia wiążę się z tym, co robię na co dzień: portretuję ludzi zawodowo, jednak nie za pomocą aparatu, a słowa.
Z ludzi, których obserwuję od lat wokół siebie – w sklepie, pociągu, na ulicy, w parku – lepię nowe, fikcyjne postaci. Żeby taka postać była żywa, trójwymiarowa, musi mieć w sobie coś, co zakorzenia ją w rzeczywistości. Czyjś (widziany już wcześniej) gest, spojrzenie, zniecierpliwienie w chodzie, lub poczucie humoru – coś konkretnego. Kiedy odkryłam w sobie rodzącą się pasję do fotografowania, odruchowo pomyślałam o portrecie. Świetnie! Pozwoli mi to na nowy, inny niż dotąd kontakt z drugim człowiekiem. Do tej pory bywała to rozmowa, częściej jednak bierne podpatrywanie, teraz trzeba będzie ukraść komuś cząstkę duszy!
Tylko jak to zrobić? I tu zaczęła się trema… Przecież nie ma uniwersalnego sposobu, jednej genialnej metody, która się sprawdzi na każdym delikwencie! Czy łatwiej sportretować kogoś bliskiego? Chyba nie, bo brak nam dystansu. Trzeba odbić się od wizerunku, który mamy w głowie. Popatrzyć z boku, jak ktoś obcy. Z kolei z obcym człowiekiem jest zawsze początkowa bariera nieznajomości, którą przecież nie zawsze można przełamać. Więc i tak źle, i tak nie dobrze?
Czym zatem dla mnie jest portretowanie? To chyba po prostu dialog – wewnętrzny (zachęcanie siebie do innego, nowego spojrzenia na ludzi, dodawanie sobie otuchy w pierwszym kontakcie, mobilizowanie, by dać z siebie więcej niż poprzednim razem; po prostu poznawanie siebie), a także dialog zewnętrzny (zwykła rozmowa z drugim człowiekiem, czasem pozawerbalna; otwieranie się na innych; budzenie obustronnego zaufania). Ale to także trudna umiejętność niezbędna do uprawiania fotografii w ogóle: polowanie na emocje i mozolna próba zamknięcia ich w kadrze.
Jakiś czas byłam w Domu Małego Dziecka. Kiedy wyjeżdżałam, za samochodem biegło trzech chłopców. Mieli może po osiem, dziewięć lat. Gdy odwróciłam w ich stronę głowę, jeden z nich spojrzał mi prosto w oczy. W tym spojrzeniu było absolutnie wszystko. W pierwszym odruchu pomyślałam, jakże niezwykły byłby jego portret! Ale zaraz potem przyszła zupełnie inna myśl: że być może najważniejsze są te zdjęcia, których właśnie z jakiegoś powodu nie udało się zrobić? Te kadry, które zostają tylko pod powiekami. Portrety wewnętrzne. Być może najdoskonalsze.
Moje pierwsze spotkanie z Akademią Nikona związane było właśnie z portretem. Warsztaty „Piękna i Bestia“ prowadzone przez Michała Kortę to był strzał w dziesiątkę. Dzięki tym zajęciom podniesiecie nie tylko swoje umiejętności techniczne, ale także zaczniecie myśleć o portretowaniu inaczej niż dotychczas. To naprawdę inspirujące doświadczenie, które gorąco polecam. Więcej na temat warsztatów na: Piękna i Bestia – fotografia beauty oraz portret charakterystyczny.
Maura Ładosz, scenarzystka telewizyjna, freelancer (obecnie zawiązana z ATM Grupa). Uczestniczyła w 4 warsztatach Akademii Nikona („Piękna i Bestia”, „Fotoreportaż”, „Fotografowanie zwierząt drapieżnych”, „Pejzaż fotograficzny – sztuka i emocje”) oraz w fotoekspedycji Akademii Nikona do Namibii. Używa aparatu Nikon D7000.