Tematy jesiennych zajęć to migracje ptaków. Tu, nad Odrą i dolną Wartą, trwa wówczas spektakularny przelot tysięcy gęsi i żurawi. Skala zjawiska jest trudna do opisania, składa się nań bowiem nie tylko obraz (aparat „wycina” tylko jego fragment) lecz także niesamowite dźwięki, nastrój tajemniczości itp. Słowem, nie wyobrazi sobie tego nikt, kto tego nie doświadczył. Cel jaki sobie stawiam podczas jesiennych zajęć to umożliwić Uczestnikom „dotyk” owego misterium. Zadanie z pozoru do trudnych nie należy, ptaki są znacznych rozmiarów a ich ilości ogromne. Jednak jako fotograf mierzący się rokrocznie z tym arcyciekawym tematem wiem, że zależności jest tak wiele (zmiany miejsc nocowania ptaków, niedostępność terenu, okrutnie długie dystanse, presja wędkarzy i myśliwych), że fotograficznie należy on do wyjątkowo trudnych. Stąd pomimo codziennych (w ciągu ostatnich dwóch tygodni) wizyt w terenie byłem pełen obaw. Miałem też jednak podstawy by sądzić, że może się udać.
Pogoda do tzw. „fotograficznych” nie należała. Niebo zachmurzone, wiało i momentami lało. Choć determinacja Uczestników jak zwykle była wzorowa to tu i ówdzie wkradało się delikatne osłabienie entuzjazmu wywołane ową pogodą. Kilka (w zasadzie dziesięć) lat temu też bym się wahał lecz dziś wiem, że taka aura może pięknie oddać urodę jesieni, ba dzięki niej powstają niepowtarzalne w swej urodzie obrazy. To swoiste łowienie szarości w szarości – popielatych żurawi w szarości jesiennego poranka. Jest w tym coś wyjątkowego.
Sesje (te zasadnicze – ptasie) były dwie: sobotnia i niedzielna. Pierwsza wymagała przejścia kilku kilometrów w egipskich ciemnościach. Naszym celem była jedyna w okolicy kępa sitów pozwalająca choć w części „zgubić” w oczach ptaków nasze ludzkie sylwetki. Tam, w siąpiącym deszczyku, rozłożeni w krzesełkach oczekiwaliśmy na wschód.
Docierające zewsząd niesamowite w swej skali odgłosy wywoływały dreszczyk emocji i zwiastowały przygodę. Światło dnia przyniosło nam niesamowity widok tysięcy żurawi – pięknych i majestatycznych istot. Karty pamięci szybko „pękały w szwach”. Powstały kompozycje, których sam, jako „wytrawny łowca” (chyba mogę tak siebie nazwać), poszukuję by oddać majestat tego zjawiska. W sobotnie popołudnie odwiedziliśmy kolejną perełkę przyrody, rezerwat Długogóry. Tam jesień pokazała swój czar w krajobrazie starego lasu bukowego, niezliczonych pagórków, głazów i oczek wodnych. Też było pięknie.
Niedzielna sesja miała inny, bardziej ekstremalny przebieg. Zanim do niej doszło w szarościach budzącego się dnia kluczyliśmy w labiryncie gęstych łozów wierzbowych. Przygotowałem tam przecięte maczetą tunele pozwalające wydostać się niepostrzeżenie na polankę, na której nocowało dotąd kilkaset żurawi. Po drodze do pokonania mieliśmy głębokie do kolan starorzecze, które dwóm Uczestnikom nieco „utrudniło życie” (wywrotka plecami w błotko i wciągnięcie wodera).
Zatem z pewnymi stratami ruszyliśmy dalej. Ostatnie metry pokonaliśmy czołgając się. Na polance zamiast spodziewanych kilkuset stało około pięćdziesięciu żurawi. Jednak wyglądały pięknie, wystarczyło zatem poczekać na światło dnia i ostrożnie wychylić się z traw by fotografować. W pozycji leżącej, ze aparatami w garści leżeliśmy czekając na światło. Nagle, ku zaskoczeniu wszystkich cała grupa ptaków poderwała się do lotu. Przyczyną ucieczki okazał się bielik, który usiadł przy żurawiach płosząc wszystkie. Szczęśliwie zanim się to stało powstało kilka ujęć. Niemniej pozostał pewien niedosyt. Jest on charakterystyczny dla fotografii, zwanej przyrodniczą.
Zupełnie zwyczajny w „naszych warsztatach” jest nadzwyczajnie wysoki poziom tzw. „radochy” i dobrej zabawy z całości doznań. Bowiem oprócz pełnych wrażeń spotkań z przyrodą kolejną wielką frajdą (tak to odbieram) było tu spotkanie z drugim człowiekiem. Mile wspominając te chwile zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć.
Piotr Chara
Zaraz po przyjeździe, a tuż przed rozpoczęciem warsztatów, padły – niemal sakramentalne już słowa z ust Piotra – „właścicie to chciałem odwołać zajęcia…”. Ufff. Czyli nie ma opcji, że się nie uda! Wspaniale! Jak Piotr chce odwoływać, znaczy, że będzie się działo! I tak też było i tym razem. W takich momentach dziękuję w duchu mamie i tacie, że powołali mnie na ten najpiękniejszy z możliwych światów. I nie ma w tym grama przesady. Potrzeba mi było tego zatopienia w melancholijną, ponurą jesień… Dusza łaknęła takich właśnie doznań. I miałam wiele szczęścia, że byłam, widziałam, przeżywałam. I kilka kadrów skomponowałam. 🙂
ściskam wszystkich, którzy tam byli, a tym, co nie byli pozostaje tylko zazdrościć. No cóż… ludzka to rzecz 😉
🙁 sądząc po zdjęciach chyba muszę zmienić zajęcia na warsztaty „z reportażu” 🙂
Tak naprawdę, kilka fotek zrobiłem co to je można będzie pokazać, no…, może nie takim fachowcom jak Piotr i Współuczestnicy zajęć, ale „u cioci na imieninach”.. 🙂
Fantastyczne Warsztaty, Fantastyczny Prowadzący, Fantastyczni Uczestnicy….
A pogoda…., ona jest zawsze. Raz ładniejsza, raz nieco mniej, ale w każdej można znaleźć coś dla siebie…, jakiś klimat. I tak było i tym razem. Pozdrowienia…
Zazdroszczę, zazdroszczę, bo jest czego… Piękne warunki was spotkały, a ptaszydła na was czekały… Szkoda, że jestem na etapie przeprowadzek i nie mogłem dołączyć….
Pozdrawiam.
Piękny opis i fantastyczne sytuacje , nie mogę zrozumieć że to przegapiłem , teraz dopiero mam dołek jesienny
Tak mi smutno,że nie mogłem do Was dołączyć.Z niecierpliwością czekałem na zmianę terminu zajęć ale się nie udało.Pozostaje mi podziwiać Wasze piękne fotki i starać się wyobrazić jak było wspaniale.Czekam na zimowe spotkanie z nadzieją ,że będę mógł w nim uczestniczyć.
Pozdrowienia dla Piotra i wszystkich uczestników