Z Akademią Nikona, zorganizowani przez InDreams, prowadzeni za rękę przez Marysię Mrowińską i pod nadzorem merytorycznym Marcina Kydryńskiego, siłą ośmiorga pasjonatów przemierzyliśmy terenowymi nissanami drogę z Johannesburga poprzez kanion rzeki Blyde i Park Narodowy Krugera w Górach Smoczych do Parku Narodowego Limpopo, docierając do stolicy Mozambiku Maputo nad Oceanem Indyjskim.
W drodze powrotnej doświadczyliśmy półtoradniowego szczęścia w Swazilandzie: ukazało się słońce! Gdyby było codziennie tak, jak w Afryce bywa, nigdy nie docenilibyśmy znaczenia słońca dla fotografa, nie sfotografowalibyśmy strug deszczu, którym wycieraczki ledwo dawały radę. No i nie trzeba było wyciągać sunblocków. Same korzyści.
Wrażliwy na przyrodę, napatrzeć się nie mogłem i najwięcej nafotografowałem się małp
i widoków w rezerwacie Phophonyane Falls, a kolory i nastrój, które powstają dzięki skałom
i głazom oświetlonym zachodzącym słońcem w Parku Malolotja, będą mi jeszcze długo towarzyszyły na tapecie mojego komputera. Dzięki Marcinowi poznałem sekrety doboru właściwego oświetlenia (od teraz w południe aparatu nie wyciągam!), wyboru pola ostrzenia
i potrzeby zbliżenia się do fotografowanego obiektu; z niechęcią zaczynam patrzeć na długi obiektyw. Kilka pejzaży będę miał przed oczami długo, oj długo.
Dzięki wspaniałemu przewodnikowi Ryanowi mogliśmy czuć, że nic złego nam się stać nie może. Wszystkiego bezszelestnie dopatrywał, zawsze wiedział, co i kiedy należy naprawić, jak prowadzić kierowców w ruchu lewostronnym (dla mnie horror). Marysia niczego – broń Boże – nie narzucała, ale bezwzględnie wyegzekwowała dyscyplinę gwarantującą wypełnianie czasu zgodnie z programem, nikt się Jej oprzeć nie był w stanie. Kompania zgodna, na nic nienarzekająca, wpatrzona w Mistrza i w monitory, ani razu nie doświadczyliśmy iskrzenia. Cud? Nie, to klimat stworzony przez naszych Gospodarzy. Niech o tym zaświadczą łzy na lotnisku w Warszawie po przylocie z Johannesburga.
Dziękuję Wam, Marysiu, Marcinie, Moniko, Marianie, Jacku, Krzysiu, Leszku, Witku, Karolu.
Janusz
Będziemy gotowi do drogi.