Na myśl o tym co tu się wydarzyło w ciągu ostatniego weekendu przychodzą na myśl słowa piosenki „…to były piękne dni…”
W piątek powitanie, wstępny wykład na tematy fotoptasie, kilka opowieści z cyklu „od kuchni” i w końcu, by pozwolić Uczestnikom spojrzeć na nadchodzące doświadczenia z właściwej perspektywy, rzut oka na kilka satyrycznych rycin obrazujących nastawienie fotografów przyrody do swej pasji 😉
Sobotni poranek był tzw. „dotykiem Boga”. Po kilometrowym marszu w całkowitych ciemnościach i pokonaniu ostatnich kilkudziesięciu metrów niemal na czworaka dotarliśmy na skraj szuwarów, za którymi nocowały żurawie. Następnie szybki kamuflaż naszego „fotografującego stadka” i oczekiwanie na świt.
Odległość okazała się idealna. Z bezpiecznego dla ptaków dystansu pozwoliła ukazać skalę, piękno i misterium żurawiowego zlotowiska. Budzący się dzień ożywiał migawki, zwłaszcza, że wszystkie aspekty fotograficzne grały idealnie: tło, światło, żurawie, gęsi … bajka! Przyrost światła dnia przekładał się wprost proporcjonalnie na częstotliwość pracy migawek.
Z sesją sobotniego poranka wiążą się dwie anegdotki, otóż jeden z uczestników (debiutant) otrzymał pseudonim „F8” (ławo domyślić się dlaczego ;-). Ale dzięki temu powstało kilka pięknych kadrów z malarsko rozmytymi żurawiami w locie (co związane jest oczywiście z długimi czasami naświetlania). Druga anegdotka dotyczy fotografa „którego tylko migawka była cicha” 😉 fotografował niewiele przypuszczając (na szczęście niesłusznie), że zawodzi system autofocusa. Nie dziwiło nas to, wszak przyjechał z jakimś dziwnym, białym sprzętem foto 😉 (oczywiście żarcik, ale na serio nikt nie spodziewał się, że fakt używania sprzętu innej marki może stanowić niekończącą się podstawę do żartów na tematy sprzętowe. Dzięki Grześ że przyjechałeś! :-))
Po sesji porannej, kiedy wciąż utrzymywała się lekka mgiełka a kolory jesieni pobudzały wyobraźnię, odwiedziliśmy rezerwat Długogóry – przyrodniczo-krajobrazową perełkę okolic. Miejsce tak urocze, ze ciężko się po nim przemieszczać bowiem co krok przed obiektywem trafia się jakaś atrakcyjna kompozycja.
Po południu powrót i do późnego wieczora techniczno-satyryczne pogawędki ☺. Na niedzielę przedstawiłem Uczestnikom do wyboru dwa kolejne miejsca: „gęsie” i inne „żurawiowe”. Jednak zgodnie chcieli wrócić w to „sobotnie”.
Z niedzielnym porankiem wiązane były tzw. „mega-oczekiwania”: dzień wcześniej było idealnie więc teraz jeszcze to poprawimy. Na miejsce dotarliśmy wcześnie, zupełną nocą. Okazało się jednak, że w miejscu sobotniego zlotowiska panuje zupełna cisza. Długie wsłuchiwanie się w odgłosy otoczenia potwierdzało przypuszczenia – ptaki najprawdopodobniej przeniosły się nieco dalej. Próby ich poszukiwań w całkowitej ciemności przyniosły jednemu z Uczestników bliski kontakt z błotkiem a wszystkim cudowny i jedyny w swoim rodzaju widok wylotu tysięcy żurawi – tych, pięknych, majestatycznych istot – na tle wschodu słońca! (Tego doświadczenia się nie zapomina, zostaje i wywołuje tęsknotę przez pozostałą część roku! Mam tak od lat dwunastu 🙂 Minęło jednak sporo czasu zanim wróciliśmy w miejsce pozwalające komfortowo fotografować. Później, podobnie jak w sobotę, migawki pracowały proporcjonalnie do przyspieszonej akcji serca, ptaki bowiem nalatywały na nas z każdej strony pozwalając fotografom wyżywać się „do woli” ☺
Podsumowując fotograficzny walor opisywanych zajęć mam przyjemność stwierdzić, że powstały kadry marzeń, oddają bowiem pełnię urody tajemniczego spektaklu zwanego zlotowiskiem. Ową urodę podkreślają pozostałe składowe kadru: tło, kolory, przestrzeń, światło. Z wielką przyjemnością prezentuję efekty opisywanych zajęć.
Piotr Chara
PS. Poziom zabawy i śmiechu, która towarzyszyła zajęciom pobiła wszelkie granice (także rozsądku, za co przepraszamy obsługę pensjonatu! 😉 Za ową atmosferę Wielkie Dzięki wszystkim Uczestnikom!
Prawda, że ubawiliśmy się po pachy. Jednak element merytorycznego szkolenia był na pierwszym miejscu, tzn. Piotr starał się usilnie przekazać jak należy robić zdjęcia, a my uświadomiliśmy mu jak ich robić nie należy (wiedza po obu stronach była podobna). Również praca w terenie pozwoliła nam zapoznać się z różnego rodzaju błotem jego konsystencją oraz walorami zapachowo smakowymi.
Cóż można powiedzieć więcej o warsztatach na które ze względu na ograniczoną liczbę miejsc trudno się dostać, po prostu są świetne. Połączenie bajkowej natury z zapaleńcem, który jest w niej zakochany oraz grupą dyletantów tyle wesołych co ambitnych tworzy po prostu „rzeźnię”.
Ponieważ jako jedyny używałem sprzętu fotograficznego najwyższej jakości, innego niże przez uczestników posiadanego, dość popularnej marki, czułem się mobingowany, natrętnie namawiany wręcz czasami siłą przymuszany do poczucia niższości. Robiono to jednak w takim stylu, że odkryłem w sobie masochistę.
Na koniec – tym którzy nigdy nie byli na warsztatach w Namyślinie, odradzam stanowczo uczestnictwo !!!! (I tak już jest tak duża grupa wiernych bywalców, że mam problem zapisać się na kolejne :)))) )
To co było nam dane zobaczyć i przeżyć zapierało dech w piersiach. Jesienne migracje, zlotowiska i wyloty wielkich stad żurawi i gęsi, to niewątpliwie jeden ze wspanialszych spektakli natury, jakie możemy oglądać w naszych szerokościach geograficznych. To nic, że trzeba wstać wcześnie, przedzierać się przez trzciny czy brodzić w bagnie. Wysiłek jest po stokroć wynagrodzony! Do tego dochodzi osoba Piotra – prowdzącego warsztaty. Człowiek z ogromną wiedzą, który swoją pasją zaraża wszystkich, którzy się z nim zetkną, a mają w sobie choć odrobinę wrażliwości na naturę. Nie wypada też nie wspomnieć o warsztatowiczach. Nie przymerzając, fantastyczna ekipa się zebrała. Weekend spędzony nad Wartą daje siłę na kolejne miesiące oczekiwania. Byle do następnych warsztatów!
magiczne ujęcia super
W takich warsztatach uczestniczyłem po raz pierwszy i na pewno nie ostatni.
To prawda, że nie mam, do czego porównywać, ale czy może być jeszcze lepiej…:)
To się okaże po następnych warsztatach, na które już się zapisałem.
Piotr wspaniale przygotował się do tych warsztatów, a co za tym idzie stworzył nam wspaniałe widowisko i warunki do fotografowania. Widać na każdym kroku Jego pasję i miłość do przyrody. Miło jest uczyć się od najlepszych.
Dzięki również innym uczestnikom za stworzenie wspaniałej atmosfery.
Takiej dawki humoru w tak krótkim czasie nie doświadczyłem już dawno
Podziękowania również dla właścicieli „ Nowego Młyna ” za gościnę i luźne podejście do warsztatowiczów.