Na wyprawę byłam spakowana już w styczniu.
Odliczałam czas do wyjazdu, oczekiwania rosły.
Wreszcie jedziemy i… rzeczywistość przerosła oczekiwania!
Islandia jest magiczna, surowa – piękna i pierwotna. Zapierające dech krajobrazy, białe noce, obfitość ptactwa – wszystko to złożyło się na jedyny w swoim rodzaju emocjonalny wyż.
Do tego świetnie zorganizowana wyprawa. Pawle – dziękuję Ci za codzienną troskliwość, cierpliwość, z jaką nas uczyłeś fotografowania, za życzliwość.
Łukaszu – jedzonko było pyszne (ach, te steki!), a Twoja wiedza o Islandii przybliżyła mi ten piękny kraj.
Dziękuję towarzyszom tej fotograficznej wyprawy – byliście wspaniali!
Jeśli ktoś zastanawia się, czy wyjechać z Akademią Nikona na Islandię, niech nie traci czasu na wątpliwości – warto!
Jadąc do Gruzji na fotograficzną ekspedycję organizowaną przez goforworld.com i Akademię Nikona, nie przypuszczałam, że zobaczę i przeżyję jedną z najstarszych gier zespołowych na świecie, która sięga czasów antycznych. Lelo Burti. To ewenement na skalę światową, choć – na szczęście – jeszcze nie przyciąga tłumu fotoreporterów, mediów i turystów. Dzięki temu można wczuć się w pełni w atmosferę, która panuje w wiosce Shukhuti na kilka dni przed rozegraniem Lelo. Przeżycia są niesamowite…
Shukhuti to mała wioska w Gruzji, gdzie ostał się wielkanocny zwyczaj gry w Lelo. Setki lat temu Lelo rozgrywane było w kilku miejscach, często pomiędzy drużynami z dwóch wiosek, a jej teren był nieograniczony. Dzisiaj tylko Shukhuti kultywuje tradycję gry w Lelo. I chyba dlatego jest tak wyjątkowe. Ludzie, którzy przez tak długi okres czasu potrafią z pokolenia na pokolenie przekazywać tradycje – muszą być wyjątkowi. Przekonaliśmy się o tym osobiście.
Co roku, w niedzielę wielkanocną, dwie męskie drużyny składające się z … kilkuset zawodników walczą o ciężką, siedemnastokilową, skórzaną piłkę napełnioną piaskiem i winem. Ta gra przypomina rugby. Zadaniem każdej drużyny jest przenieść piłkę za linię wyznaczoną przez dwie rzeczki przepływające w tej wiosce.
Lelo nie jest zwyczajną grą, ale tradycją, w której biorą udział mieszkańcy Shukhuti. Ważną rolę odgrywa też pop z miejscowej cerkwi. Wszystko zaczyna się rano, na małym placyku w Shukhuti. Najpierw szykowana jest sutra. Na małej ławeczce mieszkańcy przygotowują pożywienie i wino.
Gruzja… Do tej pory schematyczna reklama to wino i gościnność. O nas, Polakach, też tak kiedyś mówiono w świecie. Może uda mi się w kolejnych postach oddać klimat magicznego sensu słowa „Gruzja”. Będę próbować 🙂
Wrażenie po Gruzji wciąż jest bardzo żywe… Jednak emocje nadal każą wracać wspomnieniami w tamte strony. Ale nie tylko o emocje chodzi – przecież ta wyprawa goforworld i Akademii Nikona była także niesamowitym warsztatem fotograficznym. Efekty widać…Gruziński smak. Gruzińska gościnność. Gruzini. Robienie zdjęć właśnie tam to dla fotografa wyzwanie, zaszczyt, czysta przyjemność. Zobaczcie efekty warsztatów, które rozgrywały się na żywo w Gruzji, pod czujnym okiem artysty i doświadczonego podróżnika – Radka Polaka.
Kolejną destynacją Fotoekspedycyjną w tym roku był Iran. Przewodniczkami Anita Andrzejewska i Karolina Zięba. Oto opinia jednego z uczestników:
Najwyższej klasy profesjonalizm, zaangażowanie i życzliwość Anity Andrzejewskiej i Karoliny Zięby dostarczyły chyba każdemu z nas wrażeń, umiejętności i pomysłów warsztatowych jakich szukał, oraz doznań turystycznych w wielu momentach i miejscach przewyższających oferty renomowanych biur podróży. To była najwartościowsza z czterech dotychczasowych, w jakich brałem udział, fotowypraw Akademii Nikona. Dziękuję.
Uczestnik Fotoekspedycji
Chwała Akademii, że poznaliśmy artystyczną duszę Tomka i Timurtasa. Przybliżyli oni nam tętniącą życiem metropolię, ukazując skrawek niedostępnych na ogół dla turystów zakątków miasta. Delektowaliśmy się atmosferą i wyjątkowością naszej fotoekspedycji. Przesyłam moje subiektywne spojrzenie na fotografię uliczną.
Nie zwiedzamy, nie śpimy za wiele, wciąż jesteśmy w drodze, posiłki są dodatkiem do programu dnia (nie odwrotnie). Nie robimy zdjęć, tylko fotografujemy. Plan wyprawy raz po raz podlega poważnym zmianom, ponieważ dopasowuję go do możliwości fotograficznych. Czasem śpimy od 9:00 do 14:00, czasem od 15:00 do 19:00. To wszystko ze względu na cel nadrzędny wyprawy, czyli na fotografię.
Dopóki nie wróciłam z naszej birmańskiej fotoekspedycji myślałam, że tylko samotne podróżowanie służy fotografii. Jednak dwa super intensywne tygodnie spędzone w zgranej grupie pokazały jak wiele można się od siebie nawzajem nauczyć, jak cenna jest inspiracja i wsparcie ludzi, których łączy wspólna pasja do fotografii i ciekawość świata.